Parafia pw. św. Jana Bosko w Szczecinie

Parafia


Galeria zdjęć



HISTORIA POWSTANIA PARAFII

To bardzo miłe lata!

Histo­rię „począt­ków” opo­wia­da pierw­szy pro­boszcz

ks. Lucjan Gie­ros

Szcze­cin znał już wcze­śniej, bo w latach 1967–73 był pro­bosz­czem w pobli­skiej Koby­lan­ce. Na dłuż­szy jed­nak czas zwią­zał się z Gro­dem Gry­fa przed dzie­się­ciu laty. Mowa tutaj o ks. Lucja­nie Gie­ro­sie – sale­zja­ni­nie – pierw­szym pro­bosz­czu para­fii św. Jana Bosko.

– Pamię­tam dokład­nie, jak 1 kwiet­nia 1986 r. wraz z ówcze­snym Księ­dzem Inspek­to­rem Hen­ry­kiem Jacen­ciu­kiem zawie­ra­li­śmy poro­zu­mie­nie z die­ce­zją szcze­ciń­sko – kamień­ską w spra­wie obję­cia nowej para­fii. Usta­le­nia powzię­te wte­dy – na ple­ba­nii para­fii M. B. Różań­co­wej na Gumień­cach – doko­ny­wa­ne były z pew­no­ścią w duchu jak naj­więk­szej tro­ski o wier­nych osie­dli: Kali­ny i Przy­jaź­ni.

Wła­dze die­ce­zji nasta­wio­ne były bar­dzo przy­chyl­nie, gorzej z wła­dza­mi miej­ski­mi. Od Urzę­du ds. Wyznań otrzy­ma­li­śmy pro­po­zy­cje loka­li­za­cji albo na tere­nie ogród­ków dział­ko­wych nie­opo­dal skrzy­żo­wa­nia ul. Ponia­tow­skie­go i Wit­kie­wi­cza albo w oko­li­cach skrzy­żo­wa­nia ul. 26 Kwiet­nia i San­toc­kiej, ale od stro­ny Gumie­niec. Nam zale­ża­ło naj­bar­dziej na tere­nie, któ­ry obec­nie zaj­mu­je tar­go­wi­sko „Kalin­ka” [przyp. red.: dawne umiejscowienie przy skrzyżowaniu ul. Witkiewicza i Santockiej]. Usta­lo­no w koń­cu, że obiek­ty para­fial­ne będą na obec­nym miej­scu, jak się póź­niej oka­za­ło – zupeł­nie atrak­cyj­nym i sta­wia­ją­cym nowe wyma­ga­nia ze wzglę­du na bli­skość obiek­tów spor­to­wych.

Budo­wę kapli­cy i pozo­sta­łych obiek­tów para­fial­nych porów­nać moż­na do pra­cy misjo­na­rzy na nowo ewan­ge­li­zo­wa­nych tere­nach: nie ma nic, dopie­ro wszyst­ko się two­rzy.

Ks. Gie­ros wie­lo­krot­nie wspo­mi­nał o tym, że każ­da nawet zło­tów­ka to dar ser­ca ludzi, któ­rym na tym dziele zale­ża­ło. Nie dys­po­no­wał jakimś pokaź­nym poten­cja­łem sił robo­czych, nie miał dachu nad gło­wą, ale, co moc­no pod­kre­śla, były rze­sze ochot­ni­ków, któ­rzy chcie­li pomóc.

– Na począt­ku miesz­ka­łem w naszej sale­zjań­skiej para­fii na Gumień­cach, w nie­dzie­lę odpra­wia­łem Mszę Świę­tą w koście­le św. Krzy­ża, a jed­no­cze­śnie przez pół tygo­dnia pra­co­wa­łem w Rumi – w para­fii M. B. Wspo­mo­że­nia Wier­nych, gdzie rów­nież budo­wa­no kościół. Na sta­łe prze­nio­słem się do Szcze­ci­na dopie­ro w koń­cu czerw­ca 1986 r. Na począt­ku trze­ba było dopro­wa­dzić ener­gię elek­trycz­ną i wodę na plac budo­wy. Jesz­cze osta­tecz­ne zatwier­dze­nie pro­jek­tów kapli­cy i domu kate­che­tycz­no – miesz­kal­ne­go i już 13 lip­ca wcho­dzi­my na plac budo­wy. Z kie­row­ni­kiem budo­wy – panem Mie­czy­sła­wem Rychlic­kim wyty­czy­li­śmy ławy fun­da­men­to­we, poczy­nio­no pierw­sze pra­ce ziem­ne. Naj­wię­cej pro­ble­mów było z wyko­pa­mi – aku­rat w tym miej­scu przed laty wyrzu­ca­no gruz i śmie­ci. Po pro­stu zwo­żo­no tu wszyst­ko.

Ludzie nie byli począt­ko­wo zbyt dobrze zorien­to­wa­ni, co się budu­je, ale szyb­ko zna­la­zła się spo­ra gru­pa męż­czyzn, któ­rzy pod­ję­li spo­łecz­ną pra­cę przy wzno­sze­niu nowej świą­ty­ni. Nie­wie­le osób było zatrud­nio­nych na sta­łe. Resz­ta to ochot­ni­cy – nie­kie­dy 50, a nawet 70 osób. Jesz­cze dziś pamię­tam ich nazwi­ska; część z tych osób już nie żyje, ale byli też mło­dzi, a nawet ojco­wie ze swo­imi syna­mi. Pra­co­wa­li­śmy cza­sem nawet do 22-giej godzi­ny, a były tak­że takie pięk­ne noce (Pan Bóg jak­by spe­cjal­nie stwo­rzył nam warun­ki, żeby­śmy wybu­do­wa­li kapli­cę do Boże­go Naro­dze­nia), że mogli­śmy nie­raz pra­co­wać całą noc. To była nie­sa­mo­wi­cie rado­sna budo­wa. I 20 grud­nia zakoń­czy­li­śmy pra­ce – kapli­ca zosta­ła przy­go­to­wa­na do poświę­ce­nia. A wte­dy w nocy przy­szedł mróz, spadł śnieg i przy­krył wszyst­kie miej­sca, któ­rych nie zdą­ży­li­śmy upo­rząd­ko­wać. Pow­sta­ła bar­dzo pięk­na sce­ne­ria. A dach jesz­cze nie był niczym pokry­ty. Były tyl­ko beto­no­we pły­ty, a dziu­ro pokle­ili­śmy lepi­kiem i to wszyst­ko zamar­z­ło. Dopie­ro w mar­cu zaczę­ło prze­cie­kać, a niektó­rzy ludzie mówi­li: „Sła­bo zro­bi­li ten dach, bo ciek­nie”. A dachu prze­cież wte­dy jesz­cze wca­le nie było.

Kapli­ca była zra­dio­fo­ni­zo­wa­na, choć jesz­cze nie pobiał­ko­wa­na, były krze­sła, ołtarz, taber­na­ku­lum, obra­zy Mat­ki Bożej i św. Jana Bosko i dzwo­nek przy zakry­stii.

Rozmo­wę, któ­ra odby­wa się w Sale­zjań­skiej Szko­le Zawo­do­wej – kolej­nym dzie­le, któ­re­mu przy ul. Ku Słoń­cu w Szcze­ci­nie prze­wo­dzi ks. Lucjan Gie­ros, prze­ry­wa tele­fon. Ksiądz Dyrek­tor roz­ma­wia chwi­lę w spra­wach wycho­waw­czych, wyka­zu­jąc wie­le zatro­ska­nia – co daje się poznać po tonie gło­su. Rozmo­wa skoń­czo­na.

– Wróć­my do budo­wy: nasza kapli­ca powsta­ła dokład­nie w 5 mie­się­cy i jeden tydzień. Była kapli­ca, ale my – księ­ża, nie mie­li­śmy jesz­cze gdzie miesz­kać. Dla­te­go razem z ks. Maria­nem Krze­śnia­kiem, któ­ry przy­szedł w sierp­niu 1986 r., wyna­ję­li­śmy miesz­ka­nie przy ul. Jana Sty­ki. W lutym 87 r. przy­był jesz­cze ks. Zenon Kla­wi­kow­ski i zamiesz­kał u bar­dzo gościn­nych Pań­stwa Adam­czew­skich, gdzie miesz­kał do sierp­nia. Latem 1987 r. przy­szły do naszej para­fii Sio­stry Sale­zjan­ki, a tak­że neo­pre­zbi­ter – ks. Mariusz Sło­miń­ski i kle­ry­cy: Witold i Syl­we­ster. Odstą­pi­li­śmy miesz­ka­nie sio­strom – ja wró­ci­łem do „swo­je­go” bara­ku. Ks. Krze­śniak – po ks. Zeno­nie – zamiesz­kał u Pań­stwa Adam­czew­skich, ks. Mariu­sza przy­ję­li Pań­stwo Borow­scy, a kle­ry­cy zna­leź­li gości­nę u Pań­stwa Dukla­now­skich.

Na Boże Naro­dze­nie ’87, dzię­ki temu, że robo­ty przy budo­wie domu kate­che­tycz­no – miesz­kal­ne­go szły całą parą, zamiesz­ka­li­śmy już przy kapli­cy. Wcze­śniej, bo już od 1 wrze­śnia goto­wa była część kate­che­tycz­na. 31 sierp­nia przy­wie­zio­no ław­ki i krze­sła do salek i wszyst­ko było goto­we…

Jesz­cze jeden taki fakt. Jako że począt­ko­wo nie miesz­ka­li­śmy przy kapli­cy, a był tam już Naj­święt­szy Sakra­ment, urzą­dzo­ne były dyżu­ry wier­nych połą­czo­ne ze sprzą­ta­niem kapli­cy. Każ­dej więc nocy ktoś przy Panu Jezu­sie czu­wał. Jed­no mał­żeń­stwo obcho­dzi­ło nawet, trwa­jąc na takiej ado­ra­cji, swój jubi­le­usz mał­żeń­ski.

Te pierw­sze dni cha­rak­te­ry­zu­je entu­zjazm, któ­ry jest nie do opi­sa­nia. To, co go kształ­to­wa­ło, to pra­ca kon­so­li­du­ją­ca wspól­no­tę, powsta­ją­ce gru­py – zwłasz­cza te zwią­za­ne z uczest­nic­twem mło­dzie­ży i sama kate­che­za.

To koniecz­nie napisz­cie! – zazna­cza ks. Lucjan – Były takie sło­necz­ne dni lata, gdy dzie­ci przy­cho­dzi­ły do pra­cy. Pro­si­łem wte­dy, bo nie wie­dzia­łem, co zro­bić, aby przy­no­si­ły swo­je wia­der­ka. I mówi­łem im, że jest taka waż­na spra­wa: prze­nieść taką górę pia­chu z jed­ne­go miej­sca na dru­gie, odsła­nia­jąc plac budo­wy. Nie było to wca­le takie waż­ne, znacz­nie waż­niej­sze było to, aby te dzie­ci też mia­ły swój wkład w dzie­ło budo­wy kościo­ła.

To bar­dzo miłe lata – pod­kre­śla ks. Gie­ros. O atmos­fe­rze budo­wy i tych pierw­szych lat mógł­by rze­czy­wi­ście opo­wia­dać dłu­go. Z jego wypo­wie­dzi powo­li i jasno wyła­nia­ją się nie tyl­ko mury nowej kapli­cy, ale orga­nizm żywe­go Kościo­ła – wspól­no­ty para­fial­nej.

– Naj­bar­dziej para­fię oży­wi­ło przyj­ście mło­dzie­ży: do mini­stran­tów, na kate­che­zę, do Oazy, na coty­go­dnio­we spo­tka­nia w piąt­ko­we wie­czo­ry i do ligi pił­kar­skiej. Jej twór­cą był ks. Mariusz Sło­miń­ski. Pamię­tam jesz­cze wspól­ną Mszę św. kibi­ców i pił­ka­rzy przed meczem Pogo­ni z Wero­ną w Pucha­rze UEFA. Jeden z piła­rzy prze­czy­tał czy­ta­nia. Kibi­ce barw­nie ubra­ni okrzy­ka­mi chwa­li­li Jezu­sa.

Od same­go począt­ku gra­ne były „Jaseł­ka”, powsta­ły zespo­ły muzycz­no-wokal­ne, ufor­mo­wał się wiel­ki orszak pro­ce­sji Boże­go Cia­ła. Pro­wa­dzo­ne było dusz­pa­ster­stwo mał­żeństw nie­sa­kra­men­tal­nych (włą­czył się w to szcze­gól­nie ks. Sta­ni­sław Styr­na).

Pamię­tam jesz­cze taki szcze­gól­ny moment: po Paster­ce i Rezu­rek­cji nawet nie­zna­jo­mi ludzie skła­da­li sobie nawza­jem życze­nia świą­tecz­ne. To takie rado­sne, bo jest wyra­zem tego poczu­cia wspól­no­ty. Rów­nież mło­dzież po swo­ich mszach nie roz­cho­dzi­ła się do domów, tyl­ko jesz­cze zosta­wa­ła przed kościo­łem, nie­raz śpie­wa­jąc pio­sen­ki. Pięk­nie dzia­ła­ła mło­dzież ewan­ge­li­zu­jąc tak­że na zewnątrz: róża­niec z pochod­nia­mi po osie­dlach lub Dro­ga Krzy­żo­wa.

I jesz­cze jed­na rzecz: dużo osób – dzię­ki tej para­fii – upo­rząd­ko­wa­ło swo­je spra­wy ducho­we. Wie­lu ludzi przy­ję­ło chrzest, zawar­ło sakra­men­tal­ny zwią­zek mał­żeń­ski po kil­ku­dzie­się­ciu cza­sa­mi latach. Gdy byłem pro­bosz­czem, takich związ­ków zawar­to oko­ło 150.

Po tych kil­ku latach muszę powie­dzieć, że nie spo­tka­łem się ni­gdy z odmo­wą ludzi; gdy o cokol­wiek pro­si­łem, zawsze otrzy­my­wa­łem. Cha­rak­te­ry­stycz­na był taka goto­wość ludzi do włą­cze­nia się w róż­no­rod­ne dzia­ła­nia. Para­fia – co pod­kre­ślam – to nie tyl­ko spra­wa same­go pro­bosz­cza albo księ­ży, to rów­nież dzie­ło para­fian, to owoc popar­cia prze­ło­żo­nych die­ce­zjal­nych i zakon­nych; ale przede wszyst­kim to wier­ni sami kształ­tu­ją swo­ją para­fię.

Były Ksiądz Pro­boszcz wspo­mi­na jesz­cze o róż­no­rod­nych dzia­ła­niach podej­mo­wa­nych przez para­fię: o pół­ko­lo­niach dla dzie­ci w okre­sie let­nim, o wymia­nie mło­dzie­ży pomię­dzy naszą para­fią a Bre­mer­ha­ven w Niem­czech, mówi rów­nież o ruchu har­cer­skim w naszej para­fii, opo­wia­da o straj­kach 1988 roku i mszach odpra­wia­nych przez sale­zja­nów przy bra­mie stocz­ni. Wie­le jest jesz­cze rze­czy, któ­re wyda­rzy­ły się w para­fii św. Jana Bosko w cią­gu minio­ne­go dzie­się­cio­le­cia – nie spo­sób o tym krót­ko powie­dzieć – o tym moż­na by napi­sać książ­kę. Jed­nak naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­ny jest fakt, któ­ry ks. Lucjan Gie­ros – pierw­szy Pro­boszcz – akcen­tu­je naj­moc­niej – fakt nie­zwy­kłej soli­dar­no­ści pomię­dzy wier­ny­mi, nie­zwy­kłej jed­no­ści w pra­cy i two­rze­niu wspól­ne­go dzie­ła.

 

Konrad Pachciarek i Marek Duklanowski


Arty­kuł pocho­dzi z biu­le­ty­nu oko­licz­no­ścio­we­go wyda­ne­go z oka­zji 10-lecia para­fii św. Jana Bosko w Szcze­ci­nie.


Poświęcenie kaplicy Św. Jana Bosko - 21.12.1986 r.


W 2019 r. zdjęcie archiwalne zostało poddane cyfrowemu procesowi kolorowania.

© 2003-2024 by Parafia pw. św. Jana Bosko w Szczecinie
Projekt i wykonanie: Radziu.eu