Parafia pw. św. Jana Bosko w Szczecinie

Parafia


Galeria zdjęć



PATRON PARAFII

św. Jan Bosko

Ks. Bosko

Turyń­ski Kapłan, któ­re­go Ojciec Świę­ty Jan Paweł II nazwał „Ojcem i Nau­czy­cie­lem mło­dzie­ży”.

Od naj­młod­szych lat posia­dał wiel­ką wraż­li­wość na dru­gie­go czło­wie­ka, nie­zwy­kłą inte­li­gen­cję, bogac­two umie­jęt­no­ści prak­tycz­nych, dar czy­nie­nia cudów, pogo­dę ducha i wytrwa­łość w dąże­niu do ide­ału wycho­waw­cy, przy­ja­cie­la i ojca.

Był oso­bą potra­fią­cą zafa­scy­no­wać sobą rze­sze mło­dzie­ży do tego stop­nia, że jeden z jego wycho­wan­ków powie­dział: „Poszedł­bym po żarzą­cych się węglach, byle­by tyl­ko raz jesz­cze spo­tkać Księ­dza Bosko i powie­dzieć mu: „Dzię­ku­ję”.

Dla prze­dłu­że­nia swo­je­go cha­ry­zma­tu zakła­da Zgro­ma­dze­nie Sale­zja­nów (SDB) w 1859 roku, aby szli na cały świat gło­sić Ewan­ge­lię wśród mło­dych. Obok Sale­zja­nów powo­łu­je do ist­nie­nia Zgro­ma­dze­nie Córek Maryi Wspo­mo­ży­ciel­ki (Sio­stry Sale­zjan­ki) do pra­cy wśród dziew­cząt.

Do współ­pra­cy zapra­sza tak­że laikat two­rząc Sto­wa­rzy­sze­nie Współ­pra­cow­ni­ków Sale­zjań­skich (SWS). Dzi­siaj dzia­ła­ją rów­nież: Byli Wycho­wan­ko­wie, Ochot­nicz­ki Księ­dza Bosko i Przy­ja­cie­le Dzie­ła.

W Pol­sce sale­zja­nie są obec­ni od 1898 roku. Posia­da­ją czte­ry Inspek­to­rie (pro­win­cje) i oko­ło 1200 współ­bra­ci – księ­ży i bra­ci zakon­nych, któ­rzy peł­nią posłu­gę dusz­pa­ster­ską w oko­ło 200 pla­ców­kach na tere­nie całe­go kra­ju.

W Becchi

Ks. Bosko - Turyn - 1861 r. Jan Bosko uro­dził się 16 sierp­nia 1815 roku w ubo­giej wiej­skiej rodzi­nie w Bec­chi nie­da­le­ko Tury­nu w Pie­mon­cie. Jego rodzi­ca­mi byli Fran­ci­szek Bosko (1774-1817) i Mał­go­rza­ta Occhie­na (1788-1856), kobie­ta ener­gicz­na, pra­co­wi­ta i reli­gij­na, póź­niej­sza gospo­dy­ni w Ora­to­rium syna. Czas, w któ­rym przy­szedł na świat opie­kun i wycho­waw­ca mło­dzie­ży nie nale­żał do spo­koj­nych. Żył w chwi­li histo­rycz­nie trud­nej pod wie­lo­ma wzglę­da­mi. Wiek XIX to czas rewo­lu­cji prze­my­sło­wej i zwią­za­nej z nią urba­ni­za­cji i indu­stria­li­za­cji, cha­rak­te­ry­zu­ją­cy się z jed­nej stro­ny ogrom­nym postę­pem w dzie­dzi­nie tech­ni­ki.

Dla Włoch dodat­ko­wo był to okres obfi­tu­ją­cy w wyda­rze­nia zwią­za­ne z jed­no­cze­niem się pań­stwa. Zanim jed­nak ono nastą­pi­ło, ojczy­zna Jana Bosko była wiel­kim „polem bitew­nym Euro­py”, któ­re ucier­pia­ło z powo­du wojen napo­le­oń­skich oraz najaz­dów i odwro­tów wojsk austriac­kich i rosyj­skich. Powo­ły­wa­no do życia, a następ­nie roz­bi­ja­no w pył repu­bli­ki, nowe kró­le­stwa, dyna­stie. Życie ducho­we, gospo­dar­cze i spo­łecz­ne ponio­sło cięż­kie stra­ty. W rezul­ta­cie zjed­no­cze­nie zosta­ło osią­gnię­te kosz­tem monar­chii papie­skiej, wbrew sil­nym sprze­ci­wom Kościo­ła, co zaowo­co­wa­ło w naj­lep­szym wypad­ku obo­jęt­no­ścią reli­gij­ną, a w więk­szo­ści nie­chę­cią do reli­gii w ogó­le.

Ale nastro­je panu­ją­ce w mia­stach nie od razu dosię­gły mło­de­go Jan­ka. Począt­ko­wo jego duch i cha­rak­ter kształ­to­wa­ny był przez wiej­skie śro­do­wi­sko rodzin­ne o głę­bo­ko chrze­ści­jań­skich tra­dy­cjach.

Bar­dzo wcze­śnie doświad­czył pierw­szej w swo­im życiu poważ­nej stra­ty – gdy miał dwa lata zmarł jego ojciec zosta­wia­jąc żonę, syna z pierw­sze­go mał­żeń­stwa – Anto­nie­go oraz Jan­ka i jego star­sze­go, rodzo­ne­go bra­ta – Józe­fa. Nie­wąt­pli­wie doświad­cze­nie to pozwo­li­ło mu póź­niej lepiej zro­zu­mieć sytu­ację bez­dom­nej mło­dzie­ży Tury­nu, któ­ra pod­świa­do­mie szu­ka­ła posta­ci-ide­ału, ojca.

Sen z dziewiątego roku życia

W roku 1824, kie­dy Janek miał zale­d­wie 9 lat, Bóg w tajem­ni­czym widze­niu sen­nym obja­wia mu jego przy­szłą misję. Oto jak sam wspo­mi­na to wyda­rze­nie: „(…) Byłem nie­da­le­ko domu, na dużym podwó­rzu, na któ­rym bawi­ło się wie­lu chłop­ców. Jed­ni się śmia­li, inni gra­li w coś, wie­lu prze­kli­na­ło. Sły­sząc to, rzu­ci­łem się mię­dzy nich i przy pomo­cy słów i pię­ści usi­ło­wa­łem ich uci­szyć. W tym momen­cie poja­wił się przede mną maje­sta­tycz­ny, pięk­nie ubra­ny męż­czy­zna, cały spo­wi­ty bia­łym płasz­czem. Jego twarz jaśnia­ła takim bla­skiem, że nie mogłem na nią patrzeć. Nazwał mnie po imie­niu i kazał sta­nąć na cze­le tych chłop­ców. Dodał: Będziesz musiał pozy­skać ich przy­jaźń dobro­cią i miło­ścią, a nie pię­ściami. (…). Od tego momen­tu, mimo bar­dzo jesz­cze mło­de­go wie­ku, Janek Bosko robił wszyst­ko, aby wypeł­nić powie­rzo­ne mu zada­nie.

Od przy­god­nych kugla­rzy i cyr­kow­ców nauczył się wie­lu sztu­czek, któ­ry­mi potem chęt­nie popi­sy­wał się przed miesz­kań­ca­mi swo­jej wio­ski, a oka­zy prze­pla­tał modli­twą, poboż­nym śpie­wem i powtó­rze­niem kaza­nia, któ­re w nie­dzie­lę usły­szał w koście­le. Posta­no­wił też zostać księ­dzem, ale nie­ste­ty mat­ka chłop­ca była zbyt ubo­ga, by łożyć na jego naukę. Dla­te­go opu­ścił dom rodzin­ny i imał się róż­nych zawo­dów (m.in. kra­wiec­twa, szew­stwa, sto­lar­stwa), aby zaro­bić na swo­je utrzy­ma­nie i opła­ce­nie nauczy­cie­li. Nie wie­dział jesz­cze wów­czas, jak bar­dzo przy­da­dzą mu się w przy­szłej pra­cy wycho­waw­czej zdo­by­te umie­jęt­no­ści. Dzię­ki wła­snej zarad­no­ści i pomo­cy mat­ki uda­ło mu się ukoń­czyć gim­na­zjum w Chie­ri, gdzie wraz z kole­ga­mi zało­żył w 1832 roku swe pierw­sze sto­wa­rzy­sze­nie, któ­remu nadał nazwę Towa­rzy­stwo Weso­ło­ści, ponie­waż jego pro­gram opie­rał się na dwóch zasa­dach: dobrze wypeł­niać obo­wiąz­ki chrze­ści­jań­skie i uczniow­skie oraz być weso­łym.

Trudne początki

W 1835 roku naresz­cie uda­ło mu się zre­ali­zo­wać swo­je marze­nie i wstą­pił do semi­na­rium duchow­ne­go w Chie­ri, aby sześć lat póź­niej otrzy­mać z rąk Arcy­bi­sku­pa Tury­nu świę­ce­nia kapłań­skie. Zde­cy­do­wał wów­czas, by na­dal pogłę­biać swo­ją wie­dzę teo­lo­gicz­ną i wstą­pił do Kon­wik­tu kościel­ne­go św. Fran­cisz­ka z Asy­żu w Tury­nie na kolej­ne trzy lata nauki, w trak­cie któ­rych miał oka­zję poznać sytu­ację mło­dzie­ży żyją­cej w mie­ście.

Był prze­ra­żo­ny tym, co zoba­czył. Mło­dzi włó­czy­li się po uli­cach bez pra­cy i wykształ­ce­nia, peł­ni agre­sji i nie­szczę­śli­wi. Niek­tó­rzy pra­co­wa­li za cenę mor­der­cze­go, nad­ludz­kie­go wysił­ku, a mimo to nie mie­li pie­nię­dzy nawet na miesz­ka­nie i jedze­nie. Wie­lu z nich, nie mając za co żyć, scho­dzi­ło na dro­gę prze­stęp­stwa. Ksiądz Bosko miał oka­zję ich poznać w trak­cie odwie­dzin miej­sco­we­go wię­zie­nia. Spo­tka­nia te dały mu wie­le do myśle­nia. Wie­dział, że chłop­cy Ci zosta­li aresz­to­wa­ni, gdyż byli wcze­śniej pozba­wie­ni opie­ki. Powo­li doj­rze­wa­ło w nim poczu­cie, że to wła­śnie on musi pomóc tym bied­nym, pozba­wio­nym warun­ków do pra­wi­dło­we­go roz­wo­ju chłop­com i uchro­nić ich przed losem więź­niów. Chciał zgro­ma­dzić ich w jakimś miej­scu, by móc ich uczyć i zająć poży­tecz­nie wol­ny czas. Ale potrze­ba dzia­ła­nia oka­za­ła się pil­niej­sza niż moż­li­wość zna­le­zie­nia odpo­wied­nie­go loka­lu.

Oratorium

Za sym­bo­licz­ny począ­tek dzia­ła­nia Ora­to­rium uwa­ża­ny jest powszech­nie moment, w któ­rym Świę­ty sta­je w obro­nie bite­go chłop­ca – Bar­tło­mie­ja Garel­li, oraz zapra­sza go do swo­je­go domu pro­po­nu­jąc, że będzie go uczył i zachę­ca­jąc, by przy­pro­wa­dził też swo­ich przy­ja­ciół. Ksiądz Bosko roz­po­czął pra­cę z dwo­ma chłop­cami, wkrót­ce dołą­czy­li inni. Uczył ich czy­tać i pisać, dawał im schro­nie­nie we wła­snym miesz­ka­niu, a przede wszyst­kim inte­re­so­wał się ich spra­wa­mi, a swą przy­jaź­nią pozwo­lił odna­leźć tro­chę cie­pła rodzin­ne­go, któ­re­go tak bar­dzo łak­nę­li. Licz­ba chłop­ców sta­le rosła, byli to głów­nie ter­mi­na­to­rzy lub pomoc­ni­cy w róż­nych zakła­dach.

Tym­cza­sem ich wycho­waw­ca zasta­na­wiał się, gdzie mogli­by się zbie­rać w nie­dzie­le, by po całym tygo­dniu pra­cy zna­leźć chwi­lę wytchnie­nia i zaba­wy. Począt­ko­wo pozwo­lo­no im spo­ty­kać się na podwó­rzu Kon­wik­tu, w któ­rym Jan Bosko dokształ­cał się i miesz­kał. Tak roz­po­czął się żywot „wędrow­ne­go Ora­to­rium”, któ­re jesz­cze dłu­go mia­ło cze­kać na swą sta­łą sie­dzi­bę.

Po skoń­cze­niu nauki, pod­jął ksiądz Bosko pra­cę jako kape­lan sie­ro­ciń­ca zało­żo­ne­go przez dzia­łacz­kę spo­łecz­ną i cha­ry­ta­tyw­ną – mar­ki­zę Baro­lo. Otrzy­mał od niej rów­nież do dys­po­zy­cji budy­nek, w któ­rym mógł odtąd zbie­rać ponad set­kę chłop­ców na naukę kate­chi­zmu, zaba­wę i modli­twę. Już wkrót­ce jed­nak otrzy­mał nakaz opusz­cze­nia tego pomiesz­cze­nia, ze wzglę­du na zakłó­ca­nie spo­ko­ju miesz­ka­ją­cych nie­opo­dal zakon­nic. Sta­nął rów­nież przed koniecz­no­ścią pod­ję­cia decy­zji wobec alter­na­ty­wy, któ­rą przed­sta­wi­ła mu jego dobro­dziej­ka: albo pra­cu­je w jej dzie­łach, otrzy­mu­jąc za to pen­sję, albo zaj­mu­je się na­dal „brud­ną” mło­dzie­żą i opusz­cza zaj­mo­wa­ne miej­sce. Decy­zja była dla nie­go oczy­wi­sta. Wybrał swo­ich chłop­ców, uwa­ża­nych powszech­nie za wyrzut­ków spo­łecz­nych i kan­dy­da­tów do wię­zie­nia.

Wędrowne Oratorium

Od tej pory błą­kał się ksiądz Bosko ze swo­ją mło­dzie­żą z podmiej­skich łąk, gdzie grał z chłop­ca­mi w pił­kę, spo­wia­dał ich i roz­ma­wiał z nimi, przez kośció­łek św. Mar­ci­na, na korzy­sta­nie z któ­re­go otrzy­mał pozwo­le­nie od magi­stra­tu miej­skie­go, aby po sprze­ci­wie miesz­kań­ców zostać z nie­go usu­nię­tym, aż do przyj­ścia zimy, kie­dy posta­no­wił wyna­jąć kil­ka pokoi w jed­nym z domów na Val­doc­co, by otwo­rzyć tam szko­łę wie­czo­ro­wą dla star­szych chłop­ców, a w nie­dzie­lę pro­wa­dzić naukę kate­chi­zmu dla wszyst­kich. I tu jed­nak loka­to­rzy sprze­ci­wi­li się obec­no­ści hała­śli­wej mło­dzie­ży i trze­ba było szu­kać kolej­ne­go schro­nie­nia. Tym razem była to łąka z lichym bara­kiem pośrod­ku, któ­rą po pew­nym cza­sie rów­nież musie­li opu­ścić.

Nie prze­pro­wadz­ki sta­no­wi­ły jed­nak naj­więk­szy pro­blem księ­dza Bosko. Była to raczej nie­chęć ludzi, a tak­że trud­no­ści ze stro­ny władz, i to zarów­no cywil­nych, jak i kościel­nych. Zarzu­ca­no mu, że przy­go­to­wu­je chłop­ców do udzia­łu w ruchach rewo­lu­cyj­nych oraz że pro­wa­dzi dzia­łal­ność poli­tycz­ną, w związ­ku z czym wszyst­kie spo­tka­nia odby­wa­ły się pod nad­zo­rem poli­cji. Dla Jana Bosko była to zna­ko­mi­ta oka­zja, by gło­sić kaza­nia skie­ro­wa­ne bar­dziej do stró­żów pra­wa niż do chłop­ców. Wyko­rzy­sty­wał każ­dą spo­sob­ność, by trosz­czyć się o zba­wie­nie dusz.

Szopa Pinardiego

Bar­dziej bole­sna była dla nie­go jed­nak nie­przy­chyl­ność ze stro­ny pro­bosz­czów turyń­skich i wie­lu jego kole­gów-kapła­nów. Roz­sie­wa­li pogło­ski, że nie jest on zupeł­nie przy zdro­wych zmy­słach, raz nawet chcie­li go zamknąć w zakła­dzie dla obłą­ka­nych. Rze­czy­wi­ście jego wizje co do przy­szło­ści Ora­to­rium i jego roz­ro­stu nie wyglą­da­ły jesz­cze na moż­li­we do zre­ali­zo­wa­nia, kie­dy cała gro­ma­da chłop­ców nie mia­ła nawet sta­łe­go miej­sca spo­tkań. Już wkrót­ce jed­nak, w 1846 roku, po pół­to­ra­rocz­nej tułacz­ce, uda­ło im się naresz­cie zna­leźć sie­dzi­bę w budyn­ku, któ­ry nazwa­no szo­pą Pinar­die­go i któ­re­go stan wyma­gał wie­lu remon­tów, ale był tak bar­dzo wycze­ka­nym i wymo­dlo­nym miej­scem. Tu wła­śnie mia­ło „powstać, wzra­stać i roz­sze­rzać się na świat Zgro­ma­dze­nie Sale­zjań­skie, zro­dzo­ne z łez, nędzy i ser­ca jed­ne­go pokor­ne­go księ­dza”.

Ojciec i Nauczyciel młodzieży

Jan Bosko pro­wa­dził nie­zwy­kle pra­co­wi­te życie. Obok naucza­nia, kate­chi­zo­wa­nia, zaba­wy i prze­by­wa­nia z chłop­ca­mi oraz obo­wiąz­ka­mi księ­dza, któ­ry musi zaro­bić na swo­je utrzy­ma­nie, pisał i publi­ko­wał wie­le pod­ręcz­ni­ków, takich jak na przy­kład Histo­ria Kościo­ła na uży­tek szkół (1845), Histo­ria świa­ta (1847), Dzie­sięt­ny sys­tem miar (1849) i wie­le innych. Wobec bra­ku odpo­wied­nich pomo­cy do kate­chi­za­cji, któ­rą pro­wa­dził dla mło­dzie­ży swo­jego Ora­to­rium, napi­sał rów­nież bar­dzo poczyt­ną ksią­żecz­kę, któ­rej peł­ny tytuł brzmiał: Mło­dzie­niec zaopa­trzo­ny do peł­nie­nia swych obo­wiąz­ków w prak­ty­kach chrze­ści­jań­skiej miło­ści (1847). Two­rzył przede wszyst­kim dla ludzi pro­stych, mając na celu ich reli­gij­ne wykształ­ce­nie i wyja­śnie­nie nauki kato­lic­kiej wobec pro­wa­dzo­nej przez pra­sę libe­ral­ną pro­pa­gan­dy anty­ko­ściel­nej i anty­kle­ry­kal­nej. Z tego też powo­du w 1853 roku roz­po­czął comie­sięcz­ne wyda­wa­nie „Czy­ta­nek Kato­lic­kich”, to jest bro­szur, w któ­rych pro­sto i przej­rzy­ście wykła­dał naukę Kościo­ła. W sumie napi­sał oko­ło stu pięć­dzie­się­ciu ksią­żek i pism, w tym wie­le sztuk sce­nicz­nych, z prze­zna­cze­niem do wysta­wia­nia w Ora­to­rium, aby uczyć bawiąc. Życie Jana Bosko było nazna­czo­ne cięż­ką pra­cą wyni­ka­ją­cą z tro­ski o życie docze­sne i przy­szłe swo­ich bliź­nich, jak rów­nież z prze­ko­na­nia, że naj­więk­szym wro­giem czło­wie­ka jest bez­czyn­ność. Niem­niej jed­nak nadmiar obo­wiąz­ków, któ­re przy­jął na sie­bie, spo­wo­do­wał, że w 1846 roku, nie­dłu­go po osta­tecz­nych prze­no­si­nach Ora­to­rium do szo­py Pinar­die­go, bar­dzo pod­upadł na zdro­wiu i był bli­ski śmier­ci. Wycho­wan­ko­wie jego pod­ję­li wów­czas ogrom­nie wie­le wyrze­czeń, modląc się i poszcząc o zdro­wie swo­jego księ­dza. Zosta­li wysłu­cha­ni, aby przez sze­reg jesz­cze lat cie­szyć się jego pomo­cą i przy­jaź­nią.

Daj mi duszę, resztę zabierz!

Po cudow­nym powro­cie do zdro­wia, Jan Bosko wró­cił do Ora­to­rium w towa­rzy­stwie mat­ki, któ­ra zgo­dzi­ła się pomóc syno­wi w jego dzie­le oraz z nowy­mi pomy­sła­mi doty­czą­cy­mi roz­wo­ju pla­ców­ki. Na począt­ku wzno­wił dzia­łal­ność kur­sów wie­czo­ro­wych dla mło­dzie­ży – wie­lu bowiem chłop­ców nie umia­ło nawet czy­tać, a wobec coraz więk­szej licz­by potrze­bu­ją­cych, otwo­rzył w 1847 roku nowe Ora­to­rium św. Aloj­ze­go, a w dwa lata póź­niej Ora­to­rium Anio­ła Stró­ża, oby­dwa gro­ma­dzą­ce chłop­ców w dni wol­ne od pra­cy.

Pierw­sze pró­by udzie­le­nia gości­ny na noc potrze­bu­ją­cym chłop­com oka­za­ły się gorz­kim zawo­dem – ksiądz Bosko został okra­dzio­ny. Nie znie­chę­ci­ło go to jed­nak i już wkrót­ce stu pięć­dzie­się­ciu mło­dych zna­la­zło dom i rodzi­nę u jego boku w nowo wybu­do­wa­nym inter­na­cie na Val­doc­co. Wzglę­dy gospo­dar­cze skło­ni­ły go do otwar­cia w 1853 roku pra­cow­ni szew­skiej i kra­wiec­kiej w nie­któ­rych pomiesz­cze­niach domu. Dwa lata póź­niej zało­żył pra­cow­nię sto­lar­ską, intro­li­ga­tor­nię i kuź­nię, a następ­nie nie­wiel­ką dru­kar­nię. Od tej pory mali ter­mi­na­to­rzy nie musie­li już szu­kać pra­cy w mie­ście, podob­nie jak ucznio­wie, kształ­cą­cy się w Ora­to­rium pod okiem star­szych kole­gów – absol­wen­tów wyż­szych klas gim­na­zjal­nych, któ­rzy sta­li się ich nauczy­cie­la­mi.

Troska o dzieło

Nieu­sta­ją­cy w pra­cy Jan Bosko nie ogra­ni­czał swej dzia­łal­no­ści do tro­ski o ist­nie­ją­ce już dzie­ło. W 1849 roku zaini­cjo­wał w Tury­nie nową for­mę apo­stol­stwa, jaką było gło­sze­nie reko­lek­cji dla mło­dzie­ży. Nie zanie­chał rów­nież spo­tkań z więź­nia­mi, któ­re roz­po­czął jesz­cze w latach Semi­na­rium. Mimo tego jed­nak, nie zde­cy­do­wał się ni­gdy na stwo­rze­nie zakła­dów wycho­waw­czych dla mło­dych kry­mi­na­li­stów, gdyż miał głę­bo­kie prze­świad­cze­nie, że został posła­ny przez Boga po to, by pro­wa­dzić mło­dych do świę­to­ści, a nie w celu odzy­ski­wa­nia prze­stęp­ców dla spo­łe­czeń­stwa. Chciał poma­gać tym, któ­rzy z powo­du ubó­stwa mate­rial­ne­go, kul­tu­ral­ne­go, moral­ne­go, emo­cjo­nal­ne­go i ducho­we­go mogli zejść na złą dro­gę i odrzu­cić chrze­ści­jań­skie zasa­dy moral­ne.

Wie­dział jed­nak, że sam nie­wie­le może doko­nać, gdyż potrze­by były ogrom­ne. Potrze­bo­wał współ­pra­cow­ni­ków goto­wych do pomo­cy teraz i kon­ty­nu­ują­cych pra­cę po jego śmier­ci. Pierw­sze­go z nich zna­lazł wśród swo­ich wycho­wan­ków – w 1854 roku Michał Rua zło­żył ślu­by zakon­ne na ręce księ­dza Bosko i stał się pierw­szym sale­zja­ni­nem, a po śmier­ci Zało­ży­cie­la – jego następ­cą, jako prze­ło­żo­ny gene­ral­ny Zgro­ma­dze­nia Sale­zjań­skie­go. Ofi­cjal­ne zatwier­dze­nie nowe­go zgro­ma­dze­nia przez Sto­li­cę Apo­stol­ską mia­ło miej­sce w 1869 roku, a nazwę otrzy­ma­ło od św. Fran­cisz­ka Sale­ze­go, któ­ry sta­no­wił dla Jana Bosko wzór łagod­ne­go dusz­pa­ste­rza trosz­czą­ce­go się o zba­wie­nie dusz.

Pod wpły­wem rad przy­ja­ciół i przy pomo­cy św. Marii Domi­ni­ki Maz­za­rel­lo, w 1872 roku powsta­ła dru­ga gałąź Rodzi­ny Sale­zjań­skiej – Zgro­ma­dze­nie Córek Naj­święt­szej Maryi Pan­ny Wspo­mo­ży­ciel­ki, powo­ła­nych do pra­cy wśród dziew­cząt. Nato­miast czte­ry lata póź­niej, przy popar­ciu Sto­li­cy Apo­stol­skiej, św. Jan Bosko powo­łał do życia świec­kie ogni­wo Zgro­ma­dze­nia – Sto­wa­rzy­sze­nie Sale­zjań­skich Pomoc­ni­ków Kościo­ła, któ­rych zada­niem mia­ło być odtąd wspie­ra­nie dzieł i zadań podej­mo­wa­nych przez kościo­ły lokal­ne.

Cały wysi­łek wycho­waw­czy księ­dza Bosko zmie­rzał do tego, aby przy­szłe zakła­dy sale­zjań­skie podob­ne były do mode­lu domu-rodzi­ny, jaki pro­wa­dził ze swy­mi pierw­szy­mi syna­mi w Ora­to­rium na Val­doc­co, gdzie miesz­ka­li, uczy­li się i bawi­li razem chłop­cy róż­nych wyznań, wśród któ­rych moż­na było spo­tkać zarów­no Żydów, jak i muzuł­ma­nów, a któ­rych łączy­ło to, że byli tak samo kocha­ni przez swo­je­go wycho­waw­cę-ojca. Miłość ta pocią­ga­ła ich wie­lo­krot­nie do ofiar­no­ści i praw­dzi­wie chrze­ści­jań­skiej posta­wy, któ­rej przy­kła­dem może być pomoc cho­rym w cza­sie epi­de­mii cho­le­ry w Tury­nie latem 1854 roku. Gest ten zjed­nał dla Ora­to­rium powszech­ny sza­cu­nek, tak że wie­le osób zaczę­ło wspo­ma­gać to dzie­ło, czy to w for­mie dat­ków, czy pra­cy wśród chłop­ców. Spo­śród tych pierw­szych wolon­ta­riu­szy wyło­ni­ła się póź­niej, wspo­mnia­na już, świec­ka gałąź Zgro­ma­dze­nia – Pomoc­ni­cy Sale­zjań­scy.

"Wystarczy, że jesteście młodzi, abym was bardzo kochał"

Ks. Bosko z młodzieżą Św. Jan Bosko nie był teo­re­ty­kiem, jego sys­tem wyło­nił się z wie­lo­let­nie­go doświad­cze­nia pra­cy z mło­dzie­żą. Kochał ją i chciał dla niej szczę­ścia ziem­skie­go i wiecz­ne­go, chciał, by jego chłop­cy sta­wa­li się dobry­mi oby­wa­te­la­mi swo­jej ojczy­zny, a tak­że wier­ny­mi i żywy­mi człon­ka­mi Kościo­ła. Pro­ces ten prze­bie­gał w Ora­to­rium, będą­cym „dla chłop­ców domem, któ­ry przy­gar­nia; para­fią, któ­ra ewan­ge­li­zu­je; szko­łą, któ­ra przy­go­to­wu­je do życia i podwór­kiem, gdzie spo­ty­ka­ją się przy­ja­cie­le i żyje się rado­śnie”.

Ostat­nie pole­ce­nie skie­ro­wa­ne tuż przed śmier­cią do współ­bra­ci nie mogło doty­czyć nicze­go inne­go, jak tyl­ko tego, co sta­no­wi­ło sens i posła­nie jego życia: „Waszej tro­sce pole­cam wszyst­kie dzie­ła, jakie Bóg zechciał mi powie­rzyć (…); jed­nak­że w spo­sób szcze­gól­ny pole­cam Wam tro­skę o mło­dzież bied­ną i opusz­czo­ną, któ­ra zawsze sta­no­wi­ła naj­droż­szą cząst­kę mego ser­ca na zie­mi (…)”.

Św. Jan Bosko odszedł do wiecz­no­ści w wie­ku 73 lat, ostat­nie­go dnia stycz­nia 1888 roku. W 1929 roku, po zakoń­cze­niu pro­ce­su beaty­fi­ka­cyj­ne­go, został wynie­sio­ny do czci ołta­rzy, a pięć lat póź­niej Pius XI ogło­sił go świę­tym. Jest patro­nem mło­dzie­ży.

Wyszukiwarka



Aktualności parafialne



© 2003-2024 by Parafia pw. św. Jana Bosko w Szczecinie
Projekt i wykonanie: Radziu.eu